Zupełnie zmieniliśmy plany. Kradzież zepsuła nam kompletnie nastroje, mieliśmy serdecznie dość Karaibów i zamiast leżeć na plaży jak planowaliśmy wcześniej, jesteśmy teraz domku w Santa Elena, w pobliżu lasów mgielnych Monteverde i Santa Elena. Mamy nadzieję zobaczyć jutro kwezale, najpiękniejsze ptaki Kostaryki.
Rano pojechaliśmy zgłosić kradzież na policję w Bri Bri. Policjant kilkakrotnie dopytywał się mnie, czy na pewno chcę, aby wszczęli dochodzenie. Dawał mi jasno do zrozumienia, że dając się okraść narobiłem im mnóstwa problemów. Co za brak taktu i poszanowania dla gospodarzy z mojej strony!
Z Karaibów do Monteverde jechaliśmy prawie cały dzień. Drogi w Kostaryce, jeśli są asfaltowe, to nie są najgorszej jakości. Niestety asfalt nie jest tutaj standardem i często zdarzało mi się jeździć tutaj wyboistymi, szutrowymi drogami. Jeszcze większym problemem jest jednak ruch tutaj panujący, nie ma autostrad, a niektóre drogi, jak na przykład droga Panamerykańska, są niemiłosiernie zatłoczone.
Do Monteverde dojeżdża się od strony wybrzeża Oceanu Spokojnego. Samochód wspina się mozolnie serpentynami, początkowo drogą asfaltową, a potem żwirową, pełną wyrw i ostrych zakrętów. Od razu po przyjeździe znaleźliśmy sobie przewodnika na jutro i umówiliśmy się na 7 rano przy wejściu do rezerwatu. Samo miasteczko jest typowym kurortem, pełnym turystów, sklepów z tandetnymi pamiątkami i restauracji. Śpimy w fajnym domku, bezpośrednio przylegającym do lasu. Niestety, jutro będziemy sobie musieli poszukać innego hotelu, w tym już nie ma na jutro miejsc.