Galicja

W Hiszpanii podoba mi się właściwie wszystko – od klimatu począwszy, poprzez kuchnię, na zwyczajach i mentalności mieszkańców kończąc. Naprawdę, nie wiem dlaczego nie urodziłem się i nie mieszkam na Półwyspie Iberyjskim. Staram się jednak nadrobić tę oczywistą niesprawiedliwość odwiedzając te okolice tak często jak to tylko jest możliwe.

Tym razem na nasz długi weekend wybraliśmy Galicję i jej stolicę – Santiago de Compostela. Wg legendy pochowany tam jest Św. Jakub Apostoł i z tego względu od IX w. miasto to jest celem pielgrzymek słynną Drogą Św. Jakuba, którą do dziś co roku przemierza 100 tys. pielgrzymów z całego świata. Właściwie nie istnieje jedna Droga, to cała ich sieć, z których najsłynniejsza jest droga francuska. Ale istnieją również szlaki z Hiszpanii, Portugalii, Niemiec, Austrii, a nawet z Polski.

Santiago de Compostela, Katedra
Santiago de Compostela, Katedra

My jednak poszliśmy, a właściwie polecieliśmy na łatwiznę i do Santiago przybyliśmy samolotem. Samo miasto jest piękne, pełne średniowiecznych zabytków z których najsłynniejsza jest Katedra Św. Jakuba, której początki sięgają XI w. To właśnie ta katedra, w której mieści się domniemany grób Św. Jakuba, jest celem pielgrzymek. A ponieważ kilkaset kilometrów pieszej wędrówki nie sprzyja higienie, to aby hmm…, „woń” setek pielgrzymów w jednym pomieszczeniu nie zabiła ich wszystkich wraz z połową miasta, w XVI w. katedrze zamontowano El Botafumeiro – ogromną, ważącą 60 kg i mierzącą 1.6 m wysokości kadzielnicę. Wisi ona na linie, podwieszona do specjalnej konstrukcji, a jej obsługą zajmuje się 8 ludzi, tzw. tiraboleiros. Wprawiony w ruch Botafumeiro leci aż pod strop katedry rozsiewając zapach kadzidła po całym wnętrzu. Niestety, nie udało się nam zobaczyć samego Botafumeiro w akcji, jest on obecnie bardzo rzadko używany, ale widzieliśmy na mszy jak działa nieco mniejsza, ale równie imponująca La Alcachofa.

Santiago de Compostela
Santiago de Compostela

Miejsca warte zwiedzenia nie ograniczają się do katedry i przylegającego do niej Praza do Obradoiro. Warto przespacerować się małymi uliczkami, usiąść sobie na schodach przy którymś z placów, czy jeszcze lepiej w barze przy winie, kawie czy owocach morza. Wieczorem trzeba posłuchać ulicznych muzyków, zarówno tych od tradycyjnej celtyckiej muzyki granej na kobzach po gorące gitarowe rytmy kubańskich emigrantów. To niesamowite jak pod wpływem tej muzyki nagle cały zebrany tłum zaczął tańczyć w rytm salsy, wydawało się, jakby nagle wszyscy przenieśli się na Karaiby.

Bo Santiago, mimo tej całej religijno-pielgrzymkowej otoczki, jest normalnym, tętniącym życiem hiszpańskim miastem. Pewnie duże znaczenie w tym ma tutejszy uniwersytet i studenci. Jak w całej Hiszpanii wstaje się późno, wczesnym popołudniem je się obiad, a do kolacji nie zasiada się przed 9. wieczór. Kurcze, prowadząc taki tryb życia w Polsce jestem śpiochem i nierobem, gdzie tu sprawiedliwość?

Zwykle w czasie moich wyjazdów ogromną uwagę przywiązuję do lokalnej kuchni. Mam ostatnio wrażenie, że więcej czasu spędzam w knajpach i barach niż zwiedzając zabytki, w pewnym sensie to tak samo jak za czasów mojej młodości :). Galicja słynie przede wszystkim z owoców morza, jedną z regionalnych potraw jest pulpo a la gallega, czyli gotowana ośmiornica obtoczona w papryce i dużych kryształkach soli, świetna. Właściwie cały czas żywiliśmy się ośmiornicami, kalmarami (najlepsze jakie w życiu jadłem), krewetkami, małżami, również rybami, popijając to wszystko albariño – białym, aromatycznym winem wytwarzanym w regionie Rías Baixas. Wypiłem go ogromne ilości, nie sądziłem do tej pory, że jestem takim smakoszem wina.

Queimada
Queimada

Najbardziej niezwykłym przeżyciem była jednak Noc Świętojańska Podobnie jak w Polsce, również w Galicji jest ona niezwykła i magiczna. Tej nocy na ulicach rozpala się ogniska przy których ludzie bawią się, jedzą i piją do samego rana. I odprawiają czary. W ogień wrzuca się karteczki, na których zapisane są rzeczy, które mają zniknąć, jak papier w ogniu – rożnego rodzaju problemy, nieszczęścia, przykrości. Niestety, nie byłem to przygotowany i nie spisałem sobie żadnych problemów, o tym zwyczaju dowiedziałem się dopiero od uczestników zabawy. Na szczęście przegnałem zło z siebie skacząc przez ognisko, podobnie jak wielu innych imprezowiczów. Od 23. czerwca więc znów jestem samym dobrem i wcieleniem ideału.

Innym rytuałem galicyjskiej nocy świętojańskiej jest przyrządzanie queimady i conxuro (zaklęcie), które temu towarzyszy. Ma ono odegnać złe duchy i odczynić uroki, które zostały rzucone przez czarownice lub ludzi. O północy mistrz ceremonii napełnia duże gliniane naczynie tradycyjnym galicyjskim orujo (mocny napój alkoholowy) wraz z cukrem, skórką cytryny i ziarenkami kawy. Wszystko się miesza, a następnie do glinianej łyżki nabiera się nieco roztworu i zapala go. Palącą się łyżkę obniża się nad naczynie aż płomienie obejmą alkohol w naczyniu. Potem palący się roztwór miesza się powoli. Po chwili zaczyna się wypowiadać po galicyjsku zaklęcie:

Mouchos, coruxas, sapos e bruxas.
Demos, trasnos e diaños,
espritos das neboadas veigas.
Corvos, píntigas e meigas,
feitizos das manciñeiras.
Podres cañotas furadas,
fogar dos vermes e alimañas.

Lume das Santas Compañas,
mal de ollo, negros meigallos,
cheiro dos mortos, tronos e raios.

Oubeo do can, pregón da morte;
fuciño do sátiro e pe do coello.
Pecadora lingua da mala muller
casada cun home vello.

Averno de Satán e Belcebú,
lume dos cadáveres ardentes,
corpos mutilados dos indecentes,
peidos dos infernais cus,
muxido da mar embravescida.
Barriga inútil da muller solteira,
falar dos gatos que andan á xaneira,
guedella porca da cabra mal parida.

Con este fol levantarei as chamas
deste lume que asemella ao do Inferno,
e fuxirán as bruxas a cabalo das súas escobas,
índose bañar na praia das areas gordas.
¡Oíde, oíde! os ruxidos que dan
as que non poden deixar de queimarse
no augardente quedando así purificadas.

E cando este brebaxe baixe polas nosas gorxas,
quedaremos libres dos males da nosa ialma
e de todo embruxamento.

Forzas do ar, terra, mar e lume,
a vós fago esta chamada:
si é verdade que tendes máis poder
que a humana xente,
eiquí e agora, facede cos espritos
dos amigos que están fóra,
participen con nós desta queimada.

Mocny tekst, nie mam za bardzo pojęcia co autor miał na myśli, a w niektórych momentach wolę się nawet nie zastanawiać. Generalnie przyzywa się największe paskudztwa nie z tej ziemi, aby potem przegnać je za pomocą przygotowanego eliksiru. Na końcu wszyscy piją queimadę i, już odrodzeni, wolni od złego, kontynuują zabawę. Wszystkiemu towarzyszy muzyka galicyjska, zarówno ta tradycyjna, jak i rockowa. Biorąc pod uwagę żywiołowość tego zaklęcia powinno ono wygnać całe zło ze wszystkich zgromadzonych i pięciu następnych pokoleń. Prowadzący ceremonię dołożył jeszcze parę słów o politykach i bankierach, z tego co zrozumiałem z galicyjskiego, życzył im wszystkiego najlepszego. 😉

Będąc w Hiszpanii w tym czasie nie sposób nie zetknąć się z Los Indignados (Oburzonymi), ruchem politycznym, który powstał po masowych protestach 15. maja 2011. Sprzeciwia się on istniejącemu systemu politycznemu, ekonomicznemu i społecznemu, uznając, że podzielenie pomiędzy siebie władzy przez 2 partie (PP i PSOE) i oderwanie się klasy politycznej i społecznej od społeczeństwa jest faktycznym ograniczeniem demokracji i przyczyną kryzysu ekonomicznego trapiącego Hiszpanię. Stąd inna nazwa tego ruchu: ¡Democracia Real YA! (Prawdziwa demokracja JUŻ!). Trzymam za nich kciuki, tym bardziej, że w Polsce mamy do czynienia z podobną alienacją sfery politycznej. Trudno mi jednak wyobrazić sobie inny sposób wpływania na władzę jak założenie partii i wygranie wyborów, a oni deklarują się jako ruch apartyjny i pokojowy, chociaż polityczny. To w jak chcą zmieniać świat? Siedząc w namiotach na placach głównych miast? Rozdając ulotki i malując transparenty? System trzeba zmieniać od środka, a nie krytykować go z zewnątrz.

Plaża San Francisco
Plaża San Francisco

Zaspokoiwszy potrzeby duchowe i po odespaniu nocy świętojańskiej pojechaliśmy nad ocean. Ponieważ nie lubię prowadzić samochodu i unikam tego w czasie urlopu, pojechaliśmy autobusem, ale akurat w tym wypadku nie było to najlepsze rozwiązanie. Pożyczenie auta byłoby dużo szybszym i bardziej elastycznym sposobem zwiedzania wybrzeża, ale nawet komunikacją publiczną udało nam się dostać w piękne miejsce. Spędziliśmy 2 dni w okolicach Muros, średniowiecznego miasteczka w Rías Baixas, 70 km od Santiago de Compostela. Niedaleko znajduje się plaża San Francisco, piękna, długa, z drobnym, jasnym piaskiem i szmaragdową wodą. Chwilami można odnieść wrażenie, że to nie Europa, ale tropiki, jednak wejście do bardzo zimnej wody szybko przywraca nas do rzeczywistości. Nie przeszkadza to Hiszpanom, którzy właśnie plaże Galicji, Asturias czy Kraju Basków wybierają na miejsce spędzania wakacji, zostawiając południe Anglikom, Niemcom, Rosjanom czy Polakom.

Muros, procesja Bożego Ciała
Muros, procesja Bożego Ciała

O ile w czasie weekendu plaża był zatłoczona, to w poniedziałek kompletnie opustoszała i wtedy właśnie była najpiękniejsza. Niestety, to co jest poza plażą to już typowy ośrodek turystyczny, z kilkoma małymi pensjonatami, paroma restauracjami serwującymi takie sobie jedzenie i barami z piwem na plaży. Nic specjalnego, ale na szczęście niedaleko jest Muros, rybackie miasteczko z fajnym klimatem, restauracjami serwującymi pyszne i świeże owoce morza i oczywiście albariños. Taksówka z Muros na plażę kosztuje 4 €, ale bez problemu można przejść te 3 km na piechotę wzdłuż wybrzeża.

W Muros znowu uśmiechnęło się do nas szczęście. Trafiliśmy na Boże Ciało, obchodzone tam w niedzielę. Zwyczajem w tym miasteczku jest przystrojenie trasy, którą idzie procesja dywanami z kwiatów. Przygotowania zaczynają się kilka miesięcy wcześniej, gdy projektowana jest cała dekoracja. A w noc i przedpołudnie poprzedzające procesję mieszkańcy tworzą prawdziwe dzieła sztuki z kwiatów i kolorowej soli. Rozmawiałem z jedną z mieszkanek, która była tak miła, że objaśniła mi to wszystko, a nawet przyniosła z domu album ze zdjęciami dokumentującymi święta z poprzednich lat. W ogóle mieszkańcy Galicji są niezmiernie sympatyczni i otwarci, zawsze chętni do pomocy i objaśnienia cudzoziemcowi nieznanych mu zwyczajów. Za to między innymi kocham ten kraj i dlatego tam na pewno wrócę.

Jeden komentarz do “Galicja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *