Wyspa Taquile

Zdobyłem dzisiaj 4,100 m n.p.m. Co prawda zaczynałem od 3,800, ale to wciąż wyczyn. Dyszałem niemiłosiernie, serce chciało się wyrwać z klatki, a przerwy robiłem co 10 min. Jednak wyszedłem. Wspinaliśmy się z plaży na szczyt wyspy, na której mieszkaliśmy. Wspinaczka po tym stromym wzgórzu nauczyła nas pokory dla wysokości. Oboje sporo chodzimy po górach, w Polsce takie wzgórze nie zrobiło by na nas wrażenia, ale tutaj, na 4,000 m, gdy powietrze zawiera połowę mniej tlenu niż w Krakowie, sytuacja zmienia się dramatycznie. Dobra nauczka na przyszłość. Trochę dopadła mnie też choroba wysokościowa, która akurat w moim przypadku powodowała bezsenność, coś, co dla mnie jest zupełną nowością – z czym jak z czym, ale ze snem nigdy nie miałem problemu. Na szczęście Jola miała ze sobą łagodne tabletki nasenne, które rozwiązują sprawę.

Tomas, nasz gospodarz na Taquile
Tomas, nasz gospodarz na Taquile

Noc minęła spokojnie, było dużo cieplej, niż się spodziewałem. Rano wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie przygotowane przez naszych gospodarzy i poszli na plażę. Chwilę wcześniej jednak byliśmy świadkiem postrzyżyn – syn gospodarzy kończył 2 lata i z tej okazji miał mieć pierwszy raz obcięte włosy. Zwyczaj każe, że musi zrobić to ktoś obcy i gdy przedwczoraj Duńczycy przyjechali, starszy z nich został poproszony o tą przysługę. Szkoda, mogłem to być ja.

Zauważyłem, że o ile kobiety na wyspie cały czas ubierają się w tradycyjne stroje, to mężczyźni robią to wyłącznie na pokaz, między 12. a 14. gdy na wyspie przebywają turyści. potem chodzą w zwykłych ubraniach. Trochę to żałosne, a do tego czułem się lekko oszukany.

W południe zjedliśmy obiad, a potem Tomas, gospodarz u którego mieszkaliśmy poszedł z nami na Plaza Mayor abyśmy mogli dołączyć do wycieczki, z którą mieliśmy wrócić do Puno. Wcześniej jednak zapłaciłem za nocleg – 100 soli od osoby. Nawet biorąc pod uwagę 3 posiłki, to rozbój w biały dzień. Trudno, wolę zapłacić im niż jakiejś agencji w Puno, która sobie weźmie 80 proc.

Gdy wróciliśmy do Puno prosto z portu pojechaliśmy zabawną mototaksówką (motor z dwuosobową budką z tyłu) na dworzec autobusowy, aby kupić bilety na jutro do Cuzco. Trochę nas taksówkarz naciął, ponieważ cena, którą podał mi zanim wsiadłem dotyczyła 1 osoby. Trudno, i tak było warto.

Zanim weszliśmy na dworzec, zatrzymała nas policja i kazała pójść na pobliski komisariat. Powiedzieli, że szukają marihuany i fałszywych pieniędzy. Przeszukali bagaż, który mieliśmy ze sobą oraz kazali opróżnić kieszenie. W sumie byli jednak grzeczni i szybko nas puścili.

Kupiliśmy bilety, wrócili do hotelu już zwykłą taksówką, a potem poszliśmy na kolację.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *