Jezioro Titikaka

Jestem na Isla Taquile, na środku jeziora Titikaka, najwyżej na świecie położonego żeglownego jeziora. Śpimy w domku gościnnym u jednego z mieszkańców wyspy. Warunki są spartańskie: 4 ściany, 2 łóżka, prowizoryczny dach przez który wieje wiatr. Łazienki nie ma, wody nie ma, wychodek jest. Na zewnątrz. A tam będzie w nocy -10°C. Ale gdy wyszedłem na chwilę na pole, popatrzyłem na miliardy gwiazd nad głową, wiedziałem, że było warto. Powietrze jest tutaj wyjątkowo czyste, a do tego duża wysokość powoduje, że gwiazdy są znakomicie widoczne. Takiego nieba nad głową, takiej ciszy i spokoju trudno już szukać w Europie.

Wyspy Uros
Wyspy Uros

Wczoraj wieczór kupiliśmy w hotelu wycieczkę na wyspę Taquile. Szczerze mówiąc, byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy nawet siły sprawdzić co to za wycieczka. Myślałem, że łódka po prostu zawiezie nas na wyspę, a na następny dzień odbierze. Jednak okazało się, że to wycieczka z przewodnikiem, a po drodze zwidzimy pływające wyspy Uros.

Sprawiają one niesamowite wrażenie. Gdy się po nich stąpa, chodzi się po pływającej macie ze świeżej trzciny. Grunt lekko ugina się pod stopami, a wszystko kołysze się w rytm fal. I na tym podobno mieszkają ludzie, oczywiście w domach z trzciny. Łowią ryby z łódek z trzciny, a ja miałem okazję przepłynąć się taką łódką. Niesamowici ludzie, do tego bardzo przyjaźni i weseli. Szkoda tylko, że to już najprawdopodobniej ostatnie pokolenie ludzi tak mieszkających, ich dzieci wolą już mieszkać na stałym lądzie. Zresztą tak naprawdę nie wiem jak jest naprawdę, nie jestem pewny, czy to nie jest tylko przedstawienie dla turystów. Jakkolwiek by jednak nie było, wygląda to fajnie.

Wyspa Taquile
Wyspa Taquile

Po opuszczeniu pływających wysp popłynęliśmy dalej i po 2 godzinach z kawałkiem wysiedliśmy na wyspie Taquile. Po wyczerpującej na tej wysokości wędrówce pod górę, dotarliśmy do miejsca, gdzie zjedliśmy obiad będący częścią wycieczki. W międzyczasie kilkoro mieszkańców wyspy dało, trącający mocno cepelią, pokaz tańca. Na szczęście zaraz potem odłączyliśmy się od grupy i poszliśmy za mężczyzną, który miał do wynajęcia domek, w którym teraz śpimy.

Turyści szybko wyjechali, a my spacerowaliśmy po całej wyspie. Tutejsi ludzie stworzyli sobie swój własny świat. Mają swoje zwyczaje, stroje. Ciekawym jest, że mężczyźni szyją ubrania dla swoich żon i córek, a kobiety dla mężów i synów. W wiosce często widzi się mieszkańców obojga płci, którzy idąc snują nić na coś w rodzaju wrzeciona, albo dziergają coś na drutach lub szydełku. Innym zwyczajem, który pewnie przyjąłby się w Polsce, jest wymiana liści koki przy przywitaniu. Gdyby tylko liście koki zamienić na trawkę…

Obok nas, w tym samym domku mieszka dwóch Duńczyków, którzy przybyli na wyspę dzień wcześniej, ojciec z synem. Są na miesięcznych wakacjach po których młodszy, Johanes, wyjedzie do Boliwii pracować przez 6 miesięcy z tamtejszymi sierotami. A jego ojciec wróci do pracy w szkole. Obaj są niezwykłymi ludźmi. W szczególności ojciec, w młodości hippie, który przemierzył cały świat. Cieszę się, że ich spotkałem, szkoda, że miałem tak mało czasu, aby ich poznać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *