Puerto Viejo

Doszliśmy do wniosku, że po 4 ciężkich dniach w dżungli zasłużyliśmy na chwilę relaksu. W ten sposób leżę sobie teraz na hamaku słuchając świerszczy, żab i dobiegającej z niedalekich barów muzyki reggae.

Noc spędzona w cywilizowanych warunkach, w hotelu z klimatyzacją pozwoliła nam bardzo szybko zebrać siły. Inna sprawa, że klimat z Puerto Jimenez, w porównaniu z tym w dżungli wydał nam się nadzwyczaj łagodny. Rano na śniadanie zjedliśmy kupione dzień wcześniej w sklepie papaje i mango, a potem samolotem wróciliśmy do San Jose. Pożyczyliśmy znowu samochód, pojechaliśmy do hotelu, w którym w poniedziałek zostawiliśmy nasze główne bagaże i pojechaliśmy do Puerto Viejo nad Morzem Karaibskim. Pierwotnie planowaliśmy, że będzie to Cahuita, ale Jose odradził nam to miejsce, ze względu na dużą przestępczość.

Puerto Viejo
Puerto Viejo

Puerto Viejo to mała osada nadmorska. Jest tutaj mnóstwo turystów, ale w jakiś sposób wydają się oni być czymś naturalnym w tym miejscu. To miasteczko nie zamieniło się w żaden kurort, dalej ma swój specyficzny karaibski klimat. Może dlatego, ze nie ma tutaj wielkich hoteli, za to jest mnóstwo barów w których grają reggae? A może dlatego, ze już w pól godziny od przyjazdu tutaj jeden koleś w dredach proponował mi trawkę? Niestety nie skorzystałem, ponieważ Jola zagroziła mi, ze wróci do domu beze mnie, ale chęć była wielka. Skończyło się na mojito w jednym z barów. Przyciągnął mnie on polska flaga wywieszona na zewnątrz oraz fajna muzyką. Zazwyczaj staram się trzymać z daleka od moich rodaków za granica, zbyt często musiałem się za nich wstydzić, ale tym razem ciekawość zwyciężyła. Przy barze wisiała jeszcze jedna polska flaga, tym razem z godłem, więc o pomyłce nie mogło być mowy. Była to zresztą jedyna flaga w tym miejscu. Barmanka powiedziała, że to od polskich przyjaciół i, że dużo Polaków przyjeżdża tutaj. Ciekawe, ponieważ ja, poza jedną babą wrzeszczącą po polsku na swoje dzieci w sklepie w Puerto Jimenez nie spotkałem tutaj nikogo. Ale może po prostu nie poznałem ich, ponieważ flagę zostawili w małym barze w Puerto Viejo?

W Puerto Viejo pierwszy raz w życiu miałem okazję spróbować kuchni fusion. Już dawno miałem na to ochotę, ale dopiero teraz trafiła się okazja. Jadłem potrawę, która była połączeniem kuchni indyjskiej i karaibskiej i było to zdecydowanie najlepsze jedzenie, które jadłem do tej pory w tym kraju. Niestety, Kostaryka nie jest kulinarną potęgą, od tutejszego gallo pinto (ryżu z czarną fasolą) robi mi się już niedobrze. Na szczęście kraj ten ma inne zalety, które z nawiązką rekompensują drobne defekty na talerzu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *