Oaxaca

Wreszcie zobaczyłem Meksyk taki, jakim go sobie wyobrażałem. Przyjechaliśmy do Oaxaca. Jest to cudowne miasto, pełne architektury kolonialnej, wyglądające tak, jak meksykańskie miasta wyglądać powinny. Niskie, kolorowe kamienice wzdłuż wąskich uliczek, cicha i spokojna atmosfera, fajne restauracje. Śpimy w hotelu Las Golodrinas, 2 przecznice od centrum. Hotel kosztuje 520 pesos za dobę, a więc jest droższy niż ten w Meksyku, ale zdecydowanie warto. Pokój składa się z trzech pomieszczeń (w tym łazienka) i wychodzi na cudowne patio pełne egzotycznych (dla mnie) drzew i krzewów.

Zmieniliśmy nasze pierwotne plany i zrezygnowaliśmy z Acapulco. Trochę szkoda, ale doszliśmy do wniosku, że nie mamy ochoty na oglądanie kurortu pełnego turystów, wielkich betonowych hoteli i zgiełku. Do Oaxaca przyjechaliśmy autobusem ADO klasy de lujo. Co prawda sporo kosztował (420 pesos), ale jest bez porównania lepszy niż autobusy, którymi jeździłem w Polsce. Bardzo wygodne, mocno rozkładane siedzenia, mnóstwo miejsca na nogi, ubikacja, kawa i napoje na miejscu pozwalają spędzać wiele godzin jazdy bez zmęczenia. Jaka miła odmiana po koszmarze jazdy w Norwegii 2 lata temu. Transport jest świetnie zorganizowany, bagaż nadaje się podobnie jak na lotnisku i odbiera się przy wyjściu z autobusu. Drogi Meksykanie też mają lepsze niż Polacy, ale to akurat nie jest jakimś specjalnym osiągnięciem.

Po drodze można było podziwiać bardzo egzotyczny dla mnie krajobraz – góry Sierra Madre, wulkany, pustkowia porośnięte kaktusami. Momentami te sterczące kaktusy na zboczach sprawiały wrażenie sierści porastającej góry.

Przez cały czas spotykam się z niezwykłą uprzejmością i przyjacielskim nastawieniem Meksykanów. Być może trochę pomaga mi fakt, że rozmawiam z nimi po hiszpańsku, ale mam wrażenie, że to po prostu ich cecha narodowa.
Wieczorem, w centrum miasta, odbywała się fiesta, dzieci i dorośli poubieranie w odświętne stroje, śpiewali, tańczyli i bawili się.

Dzisiaj zdążyliśmy jedynie pobieżnie zwiedzić miasto, zostawiając sobie dokładne zwiedzanie na jutro. Udało się nam za to zjeść najlepszy do tej pory obiad. Tak więc dzisiaj nie tylko zobaczyłem mój wymarzony Meksyk, ale skosztowałem po raz pierwszy mojej wymarzonej meksykańskiej kuchni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *