Monte Albán

Wiem, nie powinienem tego robić, ale nie mogłem się powstrzymać. Myślałem o tym już od wielu miesięcy, długo zanim przyjechałem do Meksyku. Zjadłem dzisiaj chapulines – przysmak z Oaxaca, dostępny tutaj na każdym rogu, w wielkich misach wystawionych przez ulicznych sprzedawców. Jest to rodzaj koników polnych, smakują całkiem dobrze, a do tego podobno są bogate w białko. Mam jednak kaca moralnego po tym strasznego, już więcej tego nie zrobię. Dużo łatwiej mi pójdzie zapewne z escamoles – larwami mrówek. Wielokrotnie byłem pogryziony przez mrówki, więc będziemy kwita. Natomiast koniki nic mi nie zrobiły, żal mi ich.

Zanim jednak dokonałem tego barbarzyńskiego czynu byłem na Monte Albán – wzgórzu w pobliżu Oaxaca, na którym są ruiny miasta Zapoteców. Bardzo ciekawe miejsce, dobrze zachowane ruiny, a do tego wspaniały widok z góry na okolicę sprawiają, że warto się tam wybrać. Bardziej mi się to miejsce podobało niż Teotihuacán. Szkoda tylko, że turystów było dość sporo, ale dało się wytrzymać.

Na Monte Albán spędziliśmy 2.5 godziny, a potem poszliśmy na spacer po mieście. Znowu natknęliśmy się na święto. Ciekawe, czy my mamy takie szczęście, czy też oni tutaj codziennie imprezują. Dziewczynki były ubrane w tradycyjne suknie, natomiast chłopcy byli przebrani na Pancho Villę. O ile ich malowane wąsy i brody były zabawne, to strzelby-zabawki w ich rękach wcale zabawne nie były. Nie rozumiem, jak można dawać dzieciom broń do ręki, nawet jeśli nie była prawdziwa. I to w czasie oficjalnego święta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *