Miałem zawsze trzy skojarzenia związane z Argentyną: tango, wołowina i wino. W Mendozie skupiłem się na tym ostatnim, ponieważ to tutaj produkuje się 70% wina pochodzącego z Argentyny. Sama Mendoza to niewielkie, urocze miasto u stóp Andów, oddalone od Buenos Aires o niecałe 2 godziny lotu.
![Mendoza, piwniczka w jednej z winiarni](http://krzysztofhajduk.pl/wp-content/uploads/2014/01/DSCF0646-199x300.jpg)
Daleko jest mu do gorącej atmosfery stolicy, ale ma swój wdzięk, szczególnie widoczny właśnie teraz, jesienią, gdy zaczynają żółknąć liście w niezliczonych tutaj parkach ale wciąż jest na tyle ciepło, by można było usiąść na zewnątrz w którejś z niezliczonych knajpek i po prostu relaksować się, najlepiej obserwując fontanny, w których tryska czerwone wino, a w każdym razie coś, co bardzo to wino kolorem przypomina.
Ale prawdziwe wino płynie gdzie indziej. Głównie w Maipú, jakieś 40 minut miejskim autobusem od Mendozy. Trzeba kupić kartę Red Bus (w kioskach), podróż w jedną stronę kosztuje 2.80 pesos.
Dobrze jest też zaopatrzyć się w mapę winnic, są w hotelach i informacji turystycznej. Potem, już w Maipú pożycza się rower i wyrusza w podróż po świątyniach Bachusa. Większość z nich jest w promieniu do 10 km, więc w jeden dzień można zobaczyć i spróbować naprawdę sporo. Pytanie tylko czy to ma sens. Wycieczki po winnicach są bardzo sztampowe, właściwie nie zobaczyliśmy niczego ciekawego. Również degustacje ograniczają się do spróbowania 3-4 rodzajów wina i raczej nie tych najlepszych, chociaż wciąż bardzo dobrych. Oczywiście te wizyty są płatne, dlatego rozsądniejszym wydaje się być oszczędzenie tych pieniędzy na degustację własną wina kupionego w sklepie. Inną opcją jest zorganizowanie jednej, za to dobrej wizyty w winnicy, połączonej z profesjonalną degustacją prowadzoną przez specjalistów – to wszystko też można tutaj zorganizować i żałuję, że tego nie zrobiłem. Ale to dobry powód by do Mendozy wrócić.
![Puente del Inca](http://krzysztofhajduk.pl/wp-content/uploads/2014/01/DSC_0780-300x199.jpg)
Tym bardziej, że Mendoza ma dużo więcej do zaoferowania. To stąd wychodzą wyprawy na Aconcague, najwyższy szczyt obu Ameryk. Oczywiście (na razie) nie ma mowy o takiej wspinaczce, ale widok tego ośnieżonego szczytu przyciąga i kusi. Może, kiedyś…
Póki co musiałem się zadowolić wycieczką do nieco niżej położonego Puente del Inca, niezwykłej formacji skalnej w górach przy granicy z Chile. Trzeba spędzić 4 godziny w autobusie aby tam dojechać, drugie tyle aby wrócić, ale na pewno warto, bo widok jest niezwykły. Natura uformowała tam most (stąd nazwa: Most Inki), a ludzie na początku XX w. wybudowali tam SPA, które zostało zniszczone przez lawiny w 1965 roku, a dzisiaj można tylko żałować, że nie dotrwało do naszych czasów.