Lepsza pogoda i od razu lepsze wakacje i lepsze humory.
Dzisiaj w końcu trafiliśmy do Geiranger i nocujemy na super kempingu przed miasteczkiem. Domek kosztuje 650 NOK, ale za to mamy z niego super widok na fiord. Chętnie zostalibyśmy tu dłużej, ale niestety czas goni.
Tutejsze fiordy są wspaniałe – wysokie góry pomiędzy które wdziera się gładka jak lustro tafla wody. Do tego kolor tej wody jest jakże różny od tego, do którego przywykłem – ta tutaj ma kolor intensywnie zielony.
Bardzo trudno stwierdzić, czy fiordy są ładniejsze niż wcześniej widziane Lofoty. W pewnym sensie są one do siebie podobne – połączenie gór i wody. Główna różnica jest w skali. Fiordy są ogromne, majestatyczne, natomiast na Lofotach zarówno woda jak i góry są mniejsze, a jednocześnie bardziej urozmaicone. Fiordy są jak symfonia, Lofoty jak barokowy koncert kameralny.
Zanim jednak trafiliśmy do Geiranger, widzieliśmy sporo innych, nie mniej ciekawych miejsc. Pierwszym była Ściana Trolli (Trollveggen) – największa w Europie pionowa ściana. Niestety zwykli śmiertelnicy mogą ją oglądać tylko z dołu, skąd robi mniejsze wrażenie niż na to zasługuje.
Nieco dalej, jadąc tą samą drogą, jest most kolejowy Kylling (Kyllingbru) i wodospad. Niezwykle urocze miejsce, warto było nadłożyć kilka kilometrów aby tam się znaleźć.
Przejechaliśmy również słynną Drogą Trolli (Trollstigen – Drabina Trolli). Wspina się ona zygzakami po prawie pionowej skale na wysokość 858 m.
Dzisiejszy dzień zaliczamy zdecydowanie do udanych – ładna pogoda, mało jeżdżenia, dużo zwiedzania. tak powinien wyglądać każdy dzień naszych wakacji.