Cabanaconde

Jesteśmy w Cabanaconde, małej wiosce w Andach położonej na wysokości 3,280 m n.p.m. Jeśli jakieś miejsce można nazwać końcem świata, to Cabanaconde pasuje do tego określenia idealnie. Wszystko co tutaj jest to bardzo skromne domy Indian, parę sklepów i tanich hoteli. Droga już dalej nie idzie, tutaj się kończy, o ile w ogóle to coś, po czym tutaj przyjechaliśmy, można nazwać drogą. O ile na początku to była całkiem dobra, asfaltowa nawierzchnia, prowadzące przez góry, to potem zmieniła się w szutrową pełna dziur, w które co chwilę wjeżdżał autobus, a każda z tych dziur powinna spowodować urwanie koła. Z tego powodu 6 godzin jazdy tutaj było koszmarem. Byliśmy tylko jednymi z kilku turystów w zdezelowanym autobusie, reszta to Indianie z tobołkami, a nawet żywymi kozami. Indianki były bardzo ładnie ubrane, szczególne wzrok przyciągały ich oryginalne kapelusze. Za to droga była piękna, widzieliśmy przez okno lamy, wikunie i piękne, górskie krajobrazy. Zresztą jazda po tych górach sama z siebie była dużym wyzwaniem, na szczęście Peruwiańczycy jednak są pomysłowi i wiedzą, że na rozgrzane hamulce najlepsza jest woda ze strumienia.

To, co nas tutaj przywiozło, to kanion Colca, drugi pod względem głębokości na świecie, dwa razy głębszy niż słynny kanion Colorado. Widzieliśmy go już po drodze, jutro mamy zamiar poznać go dokładniej. A przede wszystkim chcemy pojechać na Cruz del Condor, gdzie można zobaczyć majestatycznie szybujące w powietrzu. Dzisiaj, przez szybę autobusu widziałem jednego, mam nadzieję, że jutro uda się je sfotografować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *