Widziałem dzisiaj Machu Picchu. Robi duże wrażenie, głównie z powodu jego niezwykłego położenia wysoko w górach. Nie sądzę jednak, aby było to coś nadzwyczajnego, jedynego w swoim rodzaju. Po prostu fajne ruiny w przepięknym miejscu. Może wyjdę na zblazowanego ignoranta, ale de gustibus…
Wstaliśmy zgodnie z planem o 4. Poranek był trochę kłopotliwy, ponieważ w hotelu od wczoraj nie było światła. Pomagaliśmy sobie latarką, a punktualnie o 5. zeszliśmy na śniadanie. Gdy o 5.30 szliśmy na przystanek, aby pojechać pierwszym autobusem na górę, sądziłem, że zastanę tam kilku podobnych zapaleńców jak my. Jakiż był mój szok, gdy zobaczyłem ok. 200 metrową kolejkę. Na szczęście transport zorganizowany jest bardzo sprawnie, tak więc o 6.30 byliśmy już na górze, w sam raz aby zająć dogodne miejsce i czekać na wschód słońca. Powoli obserwowałem jak słońce oświetla coraz to lepiej góry, aż ok. 7.15 oświetliło ruiny. W świetle wschodzącego słońca wyglądają one urzekająco. Zrobiliśmy parę zdjęć i poszliśmy zwiedzać ruiny. Są one dość dobrze zachowane, a rzemiosło kamieniarskie Inków robi wrażenie. Ale nie było tam nic naprawdę zapierającego dech w piersiach, nic tak monumentalnego jak np. piramidy Egipcjan czy Majów. Do tego Peruwiańczycy psują nastrój tego miejsca poprzez puszczenie na ruiny kilkunastu lam z żółtymi, plastikowymi kolczykami.
Poszliśmy również zobaczyć Most Inków, jakieś pół godziny spaceru od ruin. Chciałem przede wszystkim zobaczyć jak wygląda las deszczowy i niestety bardzo się rozczarowałem. Może to wina zimy, ale to co widziałem nie umywa się do dżungli, którą widziałem w Meksyku albo w Gwatemali. Sam most Inków jest zresztą w remoncie i nie można do niego się zbliżać.
Do Aguas Calientes wróciliśmy około 13., zjedliśmy obiad, odebrali zostawiony w hotelu plecak i poszliśmy na dworzec aby czekać na pociąg. Niestety w poniedziałek, gdy kupowaliśmy bilety, nie było już miejsca w pociągu klasy backpacker i musieliśmy wrócić o połowę droższym vistadome. Od backpacker różni się oknami w dachu i stolikami pomiędzy siedzeniami. Na pokładzie serwowany jest drobny, darmowy poczęstunek. Niestety, te stoliki powodują, że miejsca na nogi jest mniej. A do tego pociągiem tym jechał straszny element – wycieczka jakichś starych pierników, którzy gdy sobie lekko wypili, zaczęli zachowywać się bardzo głośno.
Z dworca w Poroy do Cusco dojechaliśmy busem i wrócili do tego samego hotelu, w którym spaliśmy wcześniej.