Guatemala

Jestem w Gwatemali, w kraju, który geograficznie jest bliski Meksykowi, ale jednocześnie zupełnie inny. Widać, że jest to kraj biedniejszy, ale jednocześnie bardziej egzotyczny. Krajobraz jest typowo tropikalny, podobnie jak pogoda. Tak ciepło, szczególnie wieczorem, jeszcze nie było.

Granica pomiędzy Meksykiem i Gwatemalą
Granica pomiędzy Meksykiem i Gwatemalą

Jestem tu za krótko, aby móc coś więcej powiedzieć o Gwatemali. Pierwsze wrażenie są jednak bardzo pozytywne, podoba mi się tutaj, chociaż wszechobecna na ulicach broń nieco ten zapał studzi. Przy każdym praktycznie sklepie jest ochroniarz z długą bronią, na ulicy często spotyka się mężczyzn noszących broń jak kowboje na westernach. Mieszkamy we Flores, wyspie będącej swego rodzaju rezerwatem dla turystów, poza którym jest podobno niebezpieczne. Niestety, trudno mi to będzie sprawdzić, ponieważ jutro, jeszcze przed świtem, jedziemy do Tikal, naszego głównego celu podróży tutaj.

Tutejsze ceny są dużo niższe niż w Meksyku, za obiad dla dwóch osób zapłaciliśmy 150 quetzals, ok. 20 zł, bardzo dobry hotel, pewnie najlepszy jaki do tej pory mieliśmy, kosztuje $30.

Dojazd z Palenque do Flores jest bardzo prosty. Skorzystaliśmy z usług agencji, która za 350 pesos od osoby załatwiła całą podróż: 3 godz. jazdy busem spod naszego domku w El Panchán do Frontera Corozal na granicy, potem 20 min. łodzią wzdłuż rzeki do Betel w Gwatemali, a następnie 4 godz. autobusem do Flores. To samo można by było co prawda zrobić na własną rękę, ale wyszło by dłużej (trzeba by jechać do Palenque, potem czekać na połączenia) i drożej – samo wynajęcie łodzi kosztuje 700 pesos, a nie zawsze udaje się znaleźć kogoś do dzielenia kosztów. Sama granica w żaden sposób nie przypomina tego, co znamy z Europy i przypomina raczej przekraczanie zielonej granicy. Odprawy wyjazdowej w Meksyku dokonuje się w zwykłym budynku przy drodze, potem idzie się na piechotę z plecakami nad rzekę, gdzie wsiada się na łódkę. Po 20 min. płynięcia w dół rzeki ląduje się już po drugiej jej stronie, w Gwatemali. Tam załadowaliśmy się do przedpotopowego autobusu, a nasze plecaki wylądowały na jego dachu. Posterunek graniczny był dopiero kilkanaście minut jazdy od miejsca, w którym wylądowaliśmy, pewnie bym go minął, gdybym jechał sam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *