Waranasi

Waranasi – duchowa stolica Indii, święte miasto Śiwy. Nikogo nie pozostawia obojętnym. Święci asceci, płonące stosy kremacyjne, ludzie przeżywający religijną ekstazę w świętych wodach Gangesu i inni biorący tam kąpiel lub robiący pranie, handlarze proponujący przejażdżkę łodzią albo masaż ręki, sklepy z jedwabiem, krowy przepychające się pomiędzy ludźmi na wąziutkich uliczkach miasta, świątynie dostępne tylko dla wyznawców hinduizmu – to wszystko odciska już chyba nieusuwalne piętno w umyśle przyjeżdżającego tutaj człowieka Zachodu.

Waranasi, życie na ghatach
Waranasi, życie na ghatach

Wg Kashi Khandy, świętego tekstu hinduizmu traktującego o stworzeniu i historii świata, miasto założył Śiwa. Mieszkali tutaj bogowie, ale nastąpił okres 60 letniej suszy. Nie mogąc sobie poradzić z tą sytuacją, Brahma poprosił o pomoc króla Ripundżaja, który zdaje się, niezbyt lubił bogów. Ripundżaj, choć niechętnie, zgodził się na przejęcie władzy nad miastem, ale pod warunkiem, że wszyscy bogowie się z niego wyniosą. Król rozpoczął swoje rządy przyjmując ironicznie imię Diwodasa (Sługi Niebios) i szybko przywrócił porządek w mieście. Załamani bogowie, obserwując rozwój miasta i jednocześnie nie mogąc do niego wrócić, zaczęli knuć spisek, rzucając co chwilę Diwodasie kłody pod nogi. Ten jednak radził sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu. Gdy żona zaczęła przyciskać samego Śiwę, ten zaczął na serio starania o odzyskanie miasta. Wysłał do niego 64 panienki, które jako tancerki, wróżki i inne czarodziejki próbowały wprowadzić trochę fermentu do miasta, ale ich starania spełzły na niczym, a one same zdecydowały się zostać w mieście. Podobnie stało się z wysłanym Surją (bogiem słońca), Brahmą, paroma innymi bóstwami. W końcu wysłał tam Wisznu, który przebrany za bramina zaczął rozsiewać jakieś marksistowskie bzdety o równości i walce z systemem kast, co, jak nietrudno się domyślić, wprowadziło chaos i zanik systemu społecznego. Wisznu zaproponował wtedy Diwodasowi, że rydwan sfrunie na Ziemię i zabierze go do najwyższego nieba. Zmęczony władca poddał się i zgodził na tę propozycję.

Waranasi, ceremonia arati
Waranasi, ceremonia arati

Najbardziej charakterystycznym elementem miasta są ghaty – nabrzeżne stopnie schodzące do Gangesu. To tutaj toczy się właściwie całe życie – ludzie modlą się, medytują, handlują, strzygą się, myją, piorą, a gdy umierają, właśnie na ghatach kremacyjnych są paleni. Na jednym z najpopularniejszych ghatów – Dasaswamedh – codziennie o zmierzchu odprawia się ceremonię arati, w czasie której odświętnie ubrani mężczyźni trzymają w rękach zapalone lampy, zwracając je w cztery strony świata ofiarując światło bogom. Obrzędom towarzyszy śpiew, bębny i bicie dzwonów, a po ich zakończeniu, na wodę Gangesu spuszczane są małe łódeczki wypełnione kwiatami i z zapaloną w środku świeczką. Cała uroczystość robi ogromne wrażenie i na pewno warto ją zobaczyć.

Waranasi, Manikarnika - ghat kremacyjny
Waranasi, Manikarnika – ghat kremacyjny

Innym słynnym ghatem jest Manikarnika – to tutaj odbywają się publiczne kremacje zwłok. Wg wyznawców hinduizmu, życie jest cyklicznym kręgiem narodzin i śmierci (samsara), a jakość kolejnych wcieleń zależy od postępowania w poprzednim życiu (tzw. karma). Śmierć w Waranasi i kremacja zwłok nad Gangesem to szansa na mokszę – wyrwanie się z tego przeklętego kręgu reinkarnacji i połączenie się z Brahmanem. Obsługą kremacji zajmują się domowie, kremacja kosztuje średnio 5 tys. rupii (ok. 300 zł) i zależy od użytego do spalenia zwłok drewna, którego zużywa się 500 kg. Ciało zmarłego, przystrojone płótnem przenosi się na bambusowych noszach uliczkami miasta na teren ghatu kremacyjnego. Następnie ciało zanurzane jest w Gangesie w celu obmycia z grzechów, a potem namaszczane olejkami i układane na stosie. Pod stos podkładany jest ogień i wszyscy oczekują kilka godzin, aż ciało spali się doszczętnie. Prowadzący ceremonię zbiera prochy zmarłego i wrzuca je do rzeki. Dla mnie jest czymś niezrozumiałym, że ten moment wystawiony jest na widok gapiów, którzy z niewielkiej odległości mogą obserwować całą ceremonię, ale zdaję sobie również sprawę z tego, że to są Indie, kraj o zupełnie innej, niezrozumiałej i jednocześnie fascynującej dla mnie kulturze. Dla tych ludzi to wydarzenie jest szczęśliwe – ich krewny właśnie doznał mokszy, przyjechał do tego miasta by właśnie tutaj umrzeć i tutaj zostać skremowanym. Z drugiej strony, pogrzeby w naszej kulturze również są publiczne.

Waranasi, życie na ghatach
Waranasi, życie na ghatach

Samych ghatów jest mnóstwo, ciągną się one przez kilka kilometrów wzdłuż całego wybrzeża Gangesu w Waranasi. Ale to miasto to nie tylko ghaty. Odchodząc od rzeki wchodzi się w labirynt wąziutkich uliczek, tzw. gali. Są one zbyt wąskie, aby mogły nimi jeździć samochody, a nawet ryksze i dzięki temu są wolne od typowego dla Indii hałasu silników i trąbienia klaksonów. Warto się nimi przejść, mijając się od czasu do czasu z wałęsającą się krową, obserwując sklepiki czy świątynie. Niestety, wstęp do tych ostatnich jest najczęściej ograniczony wyłącznie dla wyznawców hinduizmu, można co najwyżej pooglądać je z zewnątrz. To ogromna szkoda, ponieważ są one niezwykłe, piękne i fascynujące. Najważniejsza świątynia Waranasi – Vishwanath – jest kompletnie niedostępna, a nawet niewidoczna dla zwiedzających, ponieważ schowana jest w zamkniętych uliczkach. Na szczęście istnieją również świątynie, które można zobaczyć przynajmniej z zewnątrz. Taką jest np. Wiśalakszi, świątynia „bogini o wielkich oczach“, jedna z tzw. śakti pith – miejsc, gdzie upadły kawałki ciała martwej bogini Sati, pierwszej żony Śiwy, która dokonała samounicestwienia protestując przeciwko braku szacunku dla Śiwy ze strony jej ojca. W miejscu Wiśalakszi miało spaść oko bogini. Są również świątynie, które można zobaczyć, jak np. świątynia nepalska. W jej wnętrzu mieści się linga (symbol Śiwy), która jest repliką Paśupateśwary ze świątyni Paśupatinath w Katmandu. Do jej wnętrza prowadzą 4 symetrycznie rozłożone wejścia, każde zdobione misternymi rzeźbami w drewnie, przedstawiającymi wyobrażenia bogów.

Sarnath, mnisi buddyjscy
Sarnath, mnisi buddyjscy

Na pewno warto wybrać się na przejażdżkę łodzią po Gangesie, szczególnie o świcie, gdy zaczyna się życie na ghatach, a pierwsze promienie słońca tworzą niepowtarzalną atmosferę. Godzinna przejażdżka kosztuje około 100 – 200 rs za 2 osoby, zdecydowanie są to dobrze wydane pieniądze.

Ale to miejsce jest bardzo ważne nie tylko dla wyznawców hinduizmu. Kilka kilometrów stąd, w Sarnath narodził się buddyzm. W tamtejszym Parku Jeleni Siddhartha Gautama, książę pochodzący z Lumbini w dzisiejszym południowym Nepalu, lepiej znany jako Budda, wygłosił do pięciu uczniów swoje pierwsze kazanie wprawiając w ten sposób po raz pierwszy w ruch koło Dharmy, będącym symbolem prawa, prawdy, filozofii buddyjskiej. Było to w II poł. VI w. pne. Przez kilkaset lat rozwijał się tutaj ośrodek buddyjski, aż do najazdów muzułmanów w 1017 r. i później, którzy swoim zwyczajem zrównali go z ziemią. Dzisiaj można oglądać ruiny klasztorów wraz z wysoką na ponad 30 m stupą (buddyjską budowlą sakralną) Dhamekh oraz nowe świątynie buddyjskie. Wokół stupy modlą się i medytują wyznawcy buddyzmu, część z nich chodzi dookoła budowli, a niektórzy przemierzają tą drogę padając na ziemię i powstając, odmierzając ją jakby długością swojego ciała. Widziałem już wcześniej buddyjskich mnichów, w charakterystycznych purpurowo-żółtych ubraniach, ale pierwszy raz dopiero tutaj spotkałem się bezpośrednio z tą religią i kulturą i, co tu wiele nie mówić, mocno mnie ona zainteresowała. Kto wie, może ostatni dzień wakacji będzie jednocześnie preludium nowych? Tym bardziej, że lecąc z powrotem do Delhi widziałem w oddali wysokie szczyty Himalajów. Znak?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *