Rozlewiska

Czas na południu Indii wydaje się płynąć wolnym strumieniem, dokładnie tak, jak woda keralskich rozlewisk. Powolny nurt często meandruje, raz rozlewa się szeroko, raz przybiera postać wąskiego strumienia, często rozgałęzia się, a potem łączy z powrotem. Obmywa przybrzeżne osady, właściwie lekko je tylko ochlapując. W domach jest telewizor nadający filmy z Bollywood, ale często nie ma pralki i kobiety robią pranie w rzece, uderzając mokrymi ubraniami w kamień, jakby chciały przegnać z nich bród.

Keralskie rozlewiska to rozległa sieć rzek i kanałów, sięgająca od wybrzeża daleko w głąb lądu, porośnięta na brzegach bujną roślinnością. Właściwie całe życie w okolicy toczy się przy ich brzegach, służą do nawadniania pól ryżowych, są żródłem wody pitnej, miejscem gdzie myje się naczynia, bierze kąpiej i pierze ubranie. Wreszcie łączą one tutejsze miejscowości i stanowią często jedyną drogę transportu tak dla ludzi, jak i dla towarów. Przy tym są one niezwykle malownicze, spokojne, czasem zupełnie bezludne. Przypominają mi polską Krutynię, tyle że są o wiele większe i bardziej rozległe.

Rozlewiska
Rozlewiska

Od niedawna rozlewiska stały się niezwykłą atrakcją turystyczną, gdy ktoś wpadł na pomysł, aby przerobić tradycyjną kettuvallam, barkę służącą do przewozu ryżu, na statek wożący turystów. Mimo że rejs taką łódką bardzo mocno naruszył nasz wakacyjny budżet, zdecydowaliśmy się zaszaleć i na jedną dobę zamienić się w bogatych turystów, którzy rozparci w wygodnych fotelach, obsługiwani przez trójkę Hindusów (w tym pokładowego kucharza) przemierzają rozlewiska podglądając toczące się nad nimi życie. Miałem trochę wątpliwości przed tą wycieczką, krępowałą mnie liczna obsługa, klimatyzowana kajuta, cała ta otoczka, która przypominała mi raczej rozrywkę dla leniwych bogaczy, niż prawdziwe wakacje, ale muszę przyznać, że nie żałuję czasu spędzonego na łodzi. Mieliśmy okazję płynąć przez naprawdę urokliwe miejsca i obserwować z bliska codzienne życie mieszkających tutaj ludzi w sposób, który byłby trudny do zrealizowania inaczej. Z pokładu łodzi Kerala jeszcze bardziej przypominała mi Karaiby. Palmy kokosowe pochylające się nad wodą, senne życie w nabrzeżnych osadach, to wszystko było lata świetlne od Indii, które widziałem na północy. Nawet ludzie tutaj są inni, mają ciemniejszy odcień skóry, mówią innym językiem, nieco inaczej się ubierają – mężczyźni noszą coś, co przypomina mi cienki ręcznik zawinięty wokół bioder, najczęściej podwinięty do góry i zawiązany z przodu. Mam ochotę sprawić sobie taką kieckę, muszę tylko podpatrzeć, jak to się zawiązuje – biorąc pod uwagę, że nic pod spodem się nie nosi, rezultaty nieprawidłowej obsługi byłyby bardzo ambarasujące.

Życie na rozlewiskach
Życie na rozlewiskach

Bedąc w Keralii nie mogłem sobie odmówić poddania się zabiegowi ayurvedy. Nie, żebym wierzył, że jakikolwiek zabieg jest w stanie poprawić moją fisis, a jeśli chodzi o efekty zdrowotne, to wierzę tylko w proszki i potęgę przemysłu farmaceutycznego. Ale, ta mająca tysiące lat tradycji wiedza, jest niewątpliwie częścią kultury indyjskiej, a przecież po to tu jestem, aby tę tradycję zgłębiać. A poza tym, liczyłem po prostu na chwilę przyjemności, którą daje masaż relaksacyjny. Samo słowo ayurveda pochodzi z sanskrytu i oznacza wiedzą o życiu. Zgodnie z ną składamy się z 3 dosa (energii): vata (wiatr/powietrze), pitta (ogień) oraz kapha (woda/ziemia). Zaburzenie w równowadze między nimi, zbyt duża lub zbyt mała ilość którejś z nich jest przyczyną chorób. I właśnie zabieg ayurewedyczny ma za zadanie przywrócić tę równowagę i przeprowadzany jest, generalnie mówiąc, za pomocą dwóch metod: panchakarmy (wewnętrznego oczyszczenie organizmu) i masażu olejkami ziołowymi. Prawdziwa terapia, mająca przywrócić zdrowie i młodość, trwa co najmniej 2 tygodnie, więc musieliśmy pójść na kompromis. Pominęliśmy oczyszczenie, tym bardziej, że musielibyśmy sobie odmawiać tutejszego jedzenia i przeszliśmy do tego co przyjemne, czyli do masażu. Zamówiłem sobie dwugodzinny program relaksujący, składający się z masażu całej głowy wraz z twarzą, masażu całego ciała oraz zabiegu zwanego sirodhara. Masaże jak masaże, ale ten ostatni punkt był niezwykły: leżałem, a nade mną powieszono miskę, z otworem w dnie, z którego na moje czoło lał się ciepły olej z jakimiś ziołami. Miska lekko się kołysała, więc strumień oleju powoli przemieszczał się od jednej do drugiej skroni. Bardzo trudno opisać to uczucie, to było jak bardzo delikatne, powolne i ciepłe muśnięcie, niezwykle odprężające. Całe wrażenie z zabiegu mocno psuł fakt, że wykonywał go jakiś wąsaty facet, a nie piękna Hinduska, ale cóż, takie są tutaj zasady – kobieta masuje kobietę, mężczyzna mężczyznę.

Koczin, indyjskie plażowanie
Koczin, indyjskie plażowanie

Niewiarygodne, jak bardzo purytańskim krajem są Indie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że są one ojczyzną Kamasutry. Nie mówię nawet o fakcie, że striptease jest tutaj zakazany, a o jakichkolwiek śmielszych scenach w bollywoodzkich filmach można zapomnieć. Ale nawet wszelkiego rodzaju kontrole bezpieczeństwa, na lotniskach czy przy wejściach do zabytków przeprowadzane są w 2 kolejkach, osobnej dla kobiet (te kontrolowane są za parawanem), a osobno dla mężczyzn. A już zupełnym kuriozum jest kąpiel w morzu czy rzece – ludzie kąpią się tutaj w ubraniu! I nie mam na myśli stroju kąpielowego, ale zwykły strój – spodnie, koszulę, czy sukienkę. Słyszałem już o tym wcześniej, ale przecierałem oczy, gdy zobaczyłem na plaży młode dziewczyny kąpiące się w swoich sukienkach czy „opalające się” ubrane od stóp do głów. Dotyczy to hindusek, muzułmanki nie kąpią się w ogóle, przynajmniej nie widziałem. Nic więc dziwnego, że widok Europejki czy Amerykanki w bikini ściąga na plażę tłumy śliniących się Hindusów. Ech, biedaki…

Mimo tych dziwactw, to miejsce jest naprawdę piękne. Tak się nam tutaj spodobało, że nad rozlewiskami spędziliśmy w sumie 3 dni. Udało się nam znaleźć w Alleppey malutki hotelik, właściwie to tylko kilka pokoi, położony nad samą wodą, w zupełnie odludnej okolicy. Bardzo skromnie urządzony, nie ma nawet ciepłej wody, ale kto w tropikach potrzebuje ciepłej wody? Oferuje za to niezwykły spokój, ciszę, bezpośredni kontakt z przyrodą. Dookoła tylko woda i las. Teraz siedzą sobie na leżaku przed naszym pokojem, gdybym miał nieco dłuższe nogi, mógłbym je sobie teraz moczyć w wodzie. Jest już wieczór, słyszę tylko odgłosy jakiś nocnych zwierząt, od czasu do czasu krzyk spłoszonych czymś ptaków i szum wentylatora nade mną. Czasem słychać jakiś nocnych rybaków, cicho przepływających parę metrów ode mnie, płyną po ciemku, nie wiem, czy nie chcą wystraszyć ryb, czy boją się, że ktoś ich nakryje. Jeszcze tli się obok mnie kadzidło przynoszone codziennie przez właściciela hotelu, nie wiem, czy dla odstraszenia komarów, czy ze względów religijnych, trochę głupio mi się pytać. Szczerze mówiąc, mógłbym tutaj zostać do końca życia, nawet jakoś przeżyłbym tutejszą prohibicję, a i do kąpieli w spodniach idzie się przyzwyczaić.

2 komentarze do “Rozlewiska”

  1. Czytam Twoją opowieść o Indiach i z radością odnotowuję fakt trafienia na tę stronę (całkowity przypadek!). To zdecydowanie najlepszy blog opisujący podróże. No i nie bez znaczenia jest Twoje poczucie humoru. Zapisuje skrzętnie link i przeczytam wszystko co napisałeś od dechy do dechy! Moje podróże to podróże starszej pani z biurem podróży (któremu życzę dobrej kondycji finansowej:))więc uroki decydowania o szczegółach nie są mi dane, jednakże nie tracę ducha i przymierzam się do indywidualnych wyjazdów. Na razie w styczniu 2013 – Indie z Nepalem! Pozdrawiam!

  2. Dzięki za miły komentarz 🙂
    Życzę szczęśliwej i obfitującej w miłe wydarzenia wyprawy do Nepalu. Kiedyś ja również się tam wybiorę i wtedy ja będę szukał informacji u Ciebie.
    Pozdrawiam

Skomentuj Krzyś Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *