Lofoty

Wczoraj pogoda była i tak dobra. Od rana mocno pada i wieje silny wiatr. Siedziby w domu i smętnie patrzymy przez okno na szare niebo. Planujemy dalszą podróż mając nadzieję na polepszenie pogody.

Postanowiliśmy nie odpuszczać i, jeśli pogoda się nie poprawi wcześniej, zostać tu do niedzieli, zamiast planowanego wcześniej piątku.

Lofoty

Rano odwiedziliśmy Muzeum Wojenne w Narviku. Miłym gestem jest tam specjalne traktowanie Polski (wiele eksponatów związanych jest z udziałem polskich żołnierzy w walkach) i polskich turystów (polskie opisy eksponatów i skrypt po muzeum). Po zwiedzeniu muzeum pojechaliśmy na południe, w stronę archipelagu Lofotów.

Wszystko co słyszałem i czytałem o Lofotach to prawda. Gdy zjechaliśmy z promu (140 NOK za auto + 2 osoby) oczom naszym ukazał się prawdziwie bajkowy widok. Wysokie góry otaczają jeziorka i zatoki, na których wyrastają maleńkie wysepki. A wszystko to tonie w zieleni. Miła odmiana po ponurej Północy.

My trafiliśmy na samo południe archipelagu, do Å, miejscowości chwalonej w paru czytanych przez nas opisach wypraw. Faktycznie, miejsce jest bardzo spokojne, ma swój urok, ale zdecydowanie nie jest to najpiękniejsze miejsce na Lofotach. Mamy za to dość tani (500 NOK) i bardzo dobry rorbuer. Jest to tradycyjna, charakterystyczna dla Lofotów, malowana na czerwono chata rybacka. Położona ona jest nad samym morzem, tuż obok muzeum stockfisha, gdzie mamy wolne wejście i kawę od właściciela – firmy Å-Hamna Rorbuer.

Niestety, pogoda jest zła. O ile, gdy przypłynęliśmy na wyspy było słońce i 20 °C, to potem ochłodziło się do 11 °C i zaczęło mocno padać. Teraz już nie pada, ale jest zimno, niebo jest zachmurzone i wieje przeraźliwy wiatr. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej – planujemy zostać na Lofotach do piątku.

W ogóle pogoda jest największym problemem. Codzienne leje, codzienne świeci też zresztą słońce. Pogoda jest bardzo kapryśna, niestety nie jest to Południe, gdzie pogoda jest gwarantowana. Tutaj trzeba liczyć się z zimnem i deszczem.

W stronę Narwiku

Norwegia to jednak piękny kraj. Dzisiaj dotarliśmy do Narviku omijając z braku czasu wcześniej planowane Tromso. Nocujemy znowu w domku, za 700 NOK.

Krajobrazy oglądane w czasie drogi zapierały dech w piersiach. Norwegia to chyba najpiękniejszy kraj, jaki do tej pory widziałem. Urzekły mnie białe szczyty gór wpadające hukiem niezliczonych wodospadów wprost do morza. Tak wyglądają norweskie fiordy.

Mam nadzieję, że jutrzejsze wrażenia będą równie fantastyczne – jedziemy na Lofoty.

Nordkapp

Ogromne rozczarowanie. Nordkapp to nieciekawe miejsce, za możliwość oglądnięcia którego każą sobie płacić 768 NOK (od samochodu osobowego z 2 osobami). Deszcz, zimno (8° C) i wiatr ostatecznie przekonały mnie, że nie było warto. Na miejscu są skały, w dole morze, a na górze pomnik (?) w kształcie globusa pełen napisów typu “Tu byłem”. Żałosne, w szczególności w porównaniu do zachodniego krańca Europy – portugalskiego Cabo da Roca.

Później już było lepiej. Przyjechaliśmy do Alty, gdzie przywitał nas wspaniały widok na morze i ośnieżone szczyty. Zrobiło się cieplej, ustał nieco wiatr, a czasem nawet zza chmur wychodziło słońce. Korzystając z pogody pojechaliśmy do tutejszego muzeum zobaczyć słynne ryty naskalne.

Nocujemy dzisiaj w domku na polu kempingowym koło Alty. Cena 500 NOK za domek z łazienką wydaje się być całkiem dobra.

W poszukiwaniu złota

Jesteśmy w Russens, 130km od Nordkapp. Hotel turystyczny kosztuje tutaj 620 NOK, a domek (bez prysznica i ubikacji) 350 NOK. Wybraliśmy hotel.

Zanim to się jednak stało, przejechaliśmy z Rovaniemi prawie 600km i zobaczyliśmy sporo ciekawych rzeczy. Jednak niestety pogoda się popsuła – jest 7 °C i pada deszcz. A do tego droga w Norwegii stała się wąska, kręta i górzysta, więc musiałem zwolnić i nie zdążyłem zgodnie z planem na Nordkapp.

Rano oczywiście pojechaliśmy do wioski Św. Mikołaja. Wiem, że to straszna komercja, ale będąc w Rovaniemi trudno tego nie zobaczyć. Przy okazji, z Poczty Św. Mikołaja, wysłaliśmy listy do znajomych dzieci. W samym Rovaniemi natomiast godne polecenia jest Arcticum – muzeum poświęcone kulturze Samów.

Z Rovaniemi wyruszyliśmy dalej na północ jadąc Autostradą Arktyczną. Słowo “autostrada” jest mocno na wyrost, ale droga była prosta, dobrej jakości i pusta, więc jechało się szybko, przynajmniej do momentu przekroczenia norweskiej granicy.

Po drodze, jeszcze w Finlandii, trafiliśmy do kopalni złota, gdzie miałem możliwość samodzielnego płukania tego drogocennego kruszcu. Niewiele tego było, ale dumny z siebie byłem niesłychanie, tym bardziej, że miałem okazję przekonać się osobiście jak mozolna to jest praca. Wszedłem do wody, nałożyłem sobie do miski łopatę piachu i zacząłem mozolnie, zgodnie ze wskazówkami instruktora, mieszać tym piaskiem w misce, tak, aby cięższe złoto mogło opaść na dno, a lżejszy piasek wypłukał się z miski. Ponieważ to wszystko działo się w lodowatej wodzie, już po chwili ręce zgrabiały mi z zimna i straciłem w nich czucie. Ale w nagrodę, po 45 minutach, na dnie miski zobaczyłem odrobinę złotego pyłu. To naprawdę działa! A do tego znalezione złoto mogłem zabrać ze sobą.

Przejazd przez pustkowia północnej Finlandii i Norwegii dostarcza niezapomnianych wrażeń. Tutaj czuje się potęgę natury i tutaj można być tak blisko niej, jak chyba nigdzie w Europie. Widzieliśmy z bliska łosia i stada reniferów pasących się tuż przy drodze. Surowa przyroda bardzo mnie przytłacza, ale też fascynuje.

W drodze do św. Mikołaja

Następne 850km i cały dzień jazdy i jesteśmy w Rovaniemi – mieście Świętego Mikołaja.

Podróż przez Szwecję, wzdłuż Zatoki Botnickiej była długa, ale w miarę lekka. Dobre drogi, mały ruch pozwoliły jechać średnio prawie 90km/h. Mając w pamięci drakońskie kary za przekraczanie prędkości w Skandynawii starałem się jechać zgodnie z przepisami, może tylko lekko (do 10km/h) je naciągając.

Po drodze kupiliśmy kuchenkę gazową, którą zresztą zaraz wypróbowaliśmy gotując wodę na kawę, z bardziej zaawansowanymi daniami zapewne również sobie poradzimy.

Tutaj w Rovaniemi jest północ, a wciąż jest jasno jak w dzień. Pierwszy raz w życiu jestem świadkiem dnia polarnego, niesamowite uczucie. Jesteśmy w końcu prawie na kole podbiegunowym.

Pogoda jest super, świeci słońce, jest prawie 13 °C. Myślałem, że będzie dużo gorzej. Po drodze przez chwilę padał deszcz, ale zaraz wyszło słońce i zrobiła się śliczna tęcza.

Nocujemy znowu w hotelu – Cumulus w centrum miasta, za 65€ ze śniadaniem i parkingiem. Jutro rano wyruszamy na poszukiwanie Św. Mikołaja.

Z Polski do Szwecji

W końcu udało się zrealizować stare plany i pojechać na wakacje na daleką północ – do Szwecji, Finlandii i Norwegii. Mam nadzieję na odpoczynek, kontakt z przyrodą i okazję do zrobienia fajnych zdjęć.

Wyruszyliśmy w środę o 22.30 z Krakowa pociągiem Tanich Linii Kolejowych do Gdańska. Można kupić miejsce w 2 osobowym przedziale sypialnym za 130 zł od osoby + bilet. Warunki podróżowania są bardzo przyzwoite, chociaż z powodu hałasu i nieco krótkiego łóżka nie spałem za dobrze. Najważniejsze, że rano szczęśliwie dojechaliśmy do Gdańska, a stamtąd taksówką (6km, 15min., 30zł) pojechaliśmy na lotnisko.

Samolot Ryanair do Sztokholmu opóźniony był o prawie 2 godziny. Siedząc na lotnisku i wpatrując się ze znudzeniem w reklamówkę tych linii lotniczych nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ich hasło “Fly cheaper” powinno raczej brzmieć “Fly later”.

W końcu udało się nam dolecieć do Sztokholmu, a właściwie na lotnisko Skavsta, które znajduje się 100km na południe od stolicy Szwecji. To lotnisko jest tak samo w Sztokholmie, jak wg Wizzair Pyrzowice są w Krakowie – niestety, tanie linie oszukują i trzeba uważać rezerwując loty.

Na lotnisku wzięliśmy samochód. Dzięki temu, że miesiąc wcześniej zamówiłem w Avis kartę Wizard, dostałem kupon na darmowy upgrade samochodu, co biorąc pod uwagę okres wynajmu, pozwoliło zaoszczędzić sporo pieniędzy.

Po drodze zrobiliśmy w supermarkecie zakupy. Ponieważ planowaliśmy głównie bazować na własnym jedzeniu i mając świadomość horrendalnych cen w Norwegii, zrobiliśmy zapasy jeszcze w Szwecji – konserwy, zupy w proszku, kawa etc.

Do wieczora przejechaliśmy 400km i wylądowaliśmy w hotelu przy drodze, za 645 SEK ze śniadaniem. Droga była dobra, mimo, iż starałem się przestrzegać przepisów, jazda była dość szybka ponieważ ruch był niewielki. Szwecja, którą widzieliśmy do tej pory jest uroczym krajem, pełnym lasów i jezior. Mamy nadzieję, że najlepsze jeszcze przed nami.